Jak się nabierać na model Waterfall
Od dawna wierzę, że model Waterfall jest jednym z największych mitów w branży IT. Choć często przedstawiany jako złoty standard projektowania oprogramowania, w rzeczywistości jest przestarzałym i nieefektywnym podejściem, które powinno odejść do lamusa. Pozwólcie, że wam to dokładnie wyjaśnię.
Zacznijmy od tego, jak model Waterfall jest zwykle przedstawiany – jako uporządkowany, logiczny proces przepływający w jednym kierunku przez poszczególne fazy: wymagania, projektowanie, implementacja, testowanie i wdrożenie. Wygląda to bardzo racjonalnie i racjonalnie, prawda? Tylko problem w tym, że w rzeczywistości nie ma to nic wspólnego z rzeczywistym tworzeniem oprogramowania.
Wyobraźcie sobie, że jesteście klientem, który przychodzi do firmy projektującej strony internetowe z pomysłem na nową stronę. Rozpoczynacie proces w ramach modelu Waterfall, definiując szczegółowo wszystkie wymagania, jakie macie wobec nowej strony. Projektanci zatwierdzają te wymagania i przystępują do tworzenia wireframów i projektów graficznych. Następnie programiści wdrażają całość, a testerzy sprawdzają, czy wszystko działa zgodnie z planem. W końcu nowa strona trafia do waszych rąk. Brzmi znajomo, prawda?
Teraz pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma bolączkami tego podejścia. Po pierwsze, jeszcze zanim zaczniemy cokolwiek projektować, musimy mieć kompletne i niezmienne wymagania. W praktyce oznacza to, że klient musi wiedzieć dokładnie, czego chce, zanim zobaczy pierwsze szkice. A jak dobrze wiemy, ludzie bardzo często nie wiedzą, czego chcą, dopóki nie zobaczą gotowego produktu. Dlatego te “kompletne” wymagania często okazują się niekompletne lub po prostu błędne.
Po drugie, model Waterfall zakłada, że możemy zaplanować cały projekt z góry i zrealizować go zgodnie z tym planem. Tymczasem w rzeczywistości projekty IT są pełne niespodzianek i wymagają ciągłej adaptacji do zmieniających się warunków. Próba realizacji projektu zgodnie z niezmienny planem skazana jest na porażkę.
I wreszcie, model Waterfall dzieli projekt na sztywne, następujące po sobie fazy. To oznacza, że nie możemy zacząć testowania lub wdrażania, dopóki nie zakończymy fazy projektowania. A co, jeśli w trakcie testowania okaże się, że coś w projekcie nie działa? Musimy wtedy wrócić do początku, co generuje dodatkowe koszty i opóźnienia.
Podsumowując, model Waterfall opiera się na założeniach, które mają niewiele wspólnego z realnym światem tworzenia oprogramowania. Firmy, które nadal go stosują, narażają się na szereg problemów, takich jak przesunięcia terminów, przekroczenia budżetów i niezadowolonych klientów. Nic dziwnego, że coraz więcej organizacji porzuca ten przestarzały model na rzecz zwinniejszych i elastyczniejszych podejść, takich jak Scrum czy Kanban.
Dlaczego Waterfall nie działa w projektach IT?
Teraz, kiedy już wiemy, że model Waterfall ma swoje problemy, przyjrzyjmy się im nieco bliżej. Dlaczego tak naprawdę nie sprawdza się on w projektach IT?
Przede wszystkim, Waterfall opiera się na założeniu, że możemy z góry zaplanować cały projekt i zrealizować go zgodnie z tym planem. Tymczasem świat IT rozwija się w szybkim tempie, a wymagania klientów często ulegają zmianom w trakcie trwania projektu. Próba sztywnego trzymania się planu skazana jest na porażkę.
Weźmy na przykład projekt stworzenia nowej strony internetowej dla firmy. Zakładamy, że na początku klient wie dokładnie, czego chce. Ale co, jeśli w połowie projektu okaże się, że potrzebuje on dodatkowych funkcjonalności, których wcześniej nie przewidział? Albo jeśli na rynku pojawią się nowe trendy designerskie, które zmuszą nas do modyfikacji projektu? W modelu Waterfall nie mamy możliwości elastycznego dostosowywania się do takich zmian – jesteśmy skazani na realizację planu, który w momencie startu projektu był już nieaktualny.
Kolejnym problemem Waterfalla jest fakt, że poszczególne fazy projektu są od siebie odizolowane. Nie możemy zacząć testowania lub wdrażania, dopóki nie zakończymy fazy projektowania. A co, jeśli okaże się, że coś w projekcie nie działa? Musimy wtedy wrócić do początku, co generuje dodatkowe koszty i opóźnienia.
Wyobraźcie sobie, że jesteście klientem, który zamawia u nas nową stronę internetową. Przekazujecie nam swoje wymagania, my tworzymy projekt, a następnie przekazujemy go do realizacji. Dopiero na końcu pojawiają się testerzy, którzy sprawdzają, czy wszystko działa. I co, jeśli okaże się, że kluczowa funkcjonalność nie działa tak, jak powinna? Musimy wrócić do fazy projektowania, a to oznacza opóźnienia i dodatkowe koszty. Klient jest sfrustrowany, a my tracąmy na wiarygodności.
Podsumowując, model Waterfall jest nieefektywny, ponieważ zakłada, że możemy z góry zaplanować cały projekt, który następnie zrealizujemy zgodnie z tym planem. Tymczasem rzeczywistość IT jest pełna niespodzianek i zmian, a sztywne trzymanie się planu skazuje nas na problemy. Dlatego coraz więcej firm decyduje się na zwinniejsze i bardziej elastyczne podejścia, takie jak Scrum czy Kanban.
Wąskie gardła modelu Waterfall
Dobrze, teraz, gdy już wiemy, dlaczego model Waterfall nie sprawdza się w projektach IT, czas przyjrzeć się bliżej jego kluczowym wąskim gardłom. Oto kilka najważniejszych:
1. Niezmienne wymagania
Waterfall zakłada, że na początku projektu klient wie dokładnie, czego chce, i potrafi to precyzyjnie zdefiniować. W praktyce często okazuje się, że nie jest to możliwe – ludzie często nie wiedzą, czego chcą, dopóki nie zobaczą gotowego produktu. Próba zdefiniowania kompletnych wymagań na samym początku skazana jest zatem na porażkę.
2. Brak elastyczności
Kolejnym problemem Waterfalla jest jego sztywność. Zakłada on, że cały projekt można zaplanować z góry i zrealizować go według tego planu. Tymczasem w IT wszystko zmienia się w szybkim tempie – wymagania klientów, technologie, trendy rynkowe. Próba trzymania się nieaktualnego planu prowadzi do opóźnień, rosnących kosztów i niezadowolenia klientów.
3. Odizolowane fazy
Model Waterfall dzieli projekt na kolejne, następujące po sobie fazy – wymagania, projektowanie, implementacja, testowanie, wdrożenie. Nie można przejść do następnej fazy, dopóki nie zakończy się poprzedniej. Oznacza to, że testowanie i wdrażanie mogą się zacząć dopiero po zakończeniu projektowania. A co, jeśli okaże się, że w projekcie jest błąd? Musimy wtedy wrócić do początku, co generuje dodatkowe koszty i opóźnienia.
4. Późne wykrywanie błędów
Z powyższym problemem wiąże się jeszcze jeden – w modelu Waterfall błędy wykrywane są bardzo późno w procesie, na etapie testowania lub wdrażania. A im później błąd zostanie wykryty, tym droższe i trudniejsze jest jego naprawienie. To sprawia, że projekty IT oparte na Waterfallu są bardzo podatne na opóźnienia i przekroczenia budżetu.
5. Brak ciągłej integracji
Waterfall nie wspiera ciągłej integracji – poszczególne elementy projektu są wdrażane dopiero na końcu. To oznacza, że problemy integracyjne pojawiają się dopiero na ostatnim etapie, gdy naprawienie ich jest najtrudniejsze i najdroższe.
Podsumowując, model Waterfall ma szereg wąskich gardeł, które sprawiają, że jest on nieefektywny w projektach IT. Sztywne trzymanie się planu, brak elastyczności, późne wykrywanie błędów oraz problemy z integracją to tylko kilka z nich. Dlatego coraz więcej firm decyduje się na zwinniejsze i bardziej adaptacyjne podejścia, które lepiej radzą sobie z dynamiczną naturą projektów IT.
Jak zwinne podejścia radzą sobie z problemami Waterfalla?
Skoro model Waterfall ma tyle wad, to co można zrobić, by skuteczniej realizować projekty IT? Odpowiedź brzmi: podejścia zwinne, takie jak Scrum czy Kanban.
Podstawową różnicą między Waterfallem a podejściami zwinnym jest fakt, że te ostatnie opierają się na iteracyjnej, adaptacyjnej realizacji projektu, a nie na jego sztywnym, z góry zaplanowanym przebiegu.
W Scrumie czy Kanbaniel nie definiujemy wszystkich wymagań na samym początku. Zamiast tego w krótkich iteracjach (tzw. sprintach) dostarczamy kolejne funkcjonalności, stale komunikując się z klientem i dostosowując do zmieniających się potrzeb. To pozwala nam szybko reagować na zmiany i unikać bloków.
Ponadto, w podejściach zwinnych testowanie i wdrażanie nie są odizolowane od projektowania, ale stanowią integralną część każdej iteracji. Dzięki temu błędy wykrywane są dużo szybciej, a ich naprawa jest tańsza i prostsza.
Inną kluczową różnicą jest ciągła integracja. Zamiast wdrażać cały projekt na końcu, w metodykach zwinnych integrujemy i wdrażamy kolejne funkcjonalności na bieżąco. To pozwala nam wcześnie wychwycić problemy integracyjne i szybko je naprawić.
Wreszcie, podejścia zwinne opierają się na stałej komunikacji i współpracy pomiędzy wszystkimi uczestnikami projektu – klientem, projektantami, programistami, testerami. To sprawia, że jesteśmy w stanie szybko reagować na zmiany i wspólnie wypracowywać najlepsze rozwiązania.
Podsumowując, metodyki zwinne takie jak Scrum czy Kanban radzą sobie z problemami Waterfalla poprzez iteracyjne, adaptacyjne podejście do realizacji projektu. Zamiast sztywnego planu, mamy stałą komunikację, szybkie dostarczanie funkcjonalności i ciągłą integrację. To sprawia, że jesteśmy w stanie skuteczniej realizować projekty IT w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu.
Praktyczne przykłady wąskich gardeł Waterfalla
Teraz, gdy już poznaliśmy teoretyczne problemy modelu Waterfall, czas na kilka praktycznych przykładów, które pokażą wam, jak te wąskie gardła działają w rzeczywistości.
Wyobraźcie sobie, że pracujecie nad projektem stworzenia nowej strony internetowej dla dużej firmy. Na początku klient bardzo precyzyjnie określił wszystkie wymagania – od układu strony głównej, po szczegóły każdej podstrony. Zgodnie z modelem Waterfall, przeszliście do fazy projektowania i opracowaliście bardzo szczegółowe wireframy i projekty graficzne.
Jednak w trakcie realizacji okazało się, że klient zmienił zdanie co do kilku kluczowych funkcjonalności. Musiał dostosować stronę do nowych wymagań regulacyjnych, a także chciał dodać kilka nowych elementów, o których wcześniej nie wspominał. Co gorsza, w międzyczasie rynek stron internetowych ewoluował, a nowe trendy designerskie sprawiły, że wasz projekt wyglądał nagle nieco archaicznie.
Zgodnie z modelem Waterfall, mieliście teraz dwa wyjścia – albo wrócić do fazy projektowania i od nowa zaprojektować stronę, albo trzymać się pierwotnego planu i wdrożyć stronę, która już nie spełnia oczekiwań klienta. Obie opcje oznaczały opóźnienia, dodatkowe koszty i frustrację zarówno po stronie waszej, jak i klienta.
Inny przykład to projekt systemu rezerwacji biletów dla dużej linii lotniczej. Na początku dokładnie określiliście wszystkie wymagania, od funkcjonalności rezerwacji, przez płatności, po moduł raportowania. Następnie przeszliście do fazy projektowania i implementacji.
Dopiero na etapie testowania okazało się, że moduł płatności ma poważną lukę w bezpieczeństwie. Musieliście wrócić do fazy projektowania, by naprawić problem, a następnie ponownie przetestować i wdrożyć system. Całość generowała opóźnienia, wysokie koszty i frustrację zespołu.
A co, gdyby zastosowali podejście zwinne? Zamiast definiować wszystkie wymagania na początku, podzielilibyśmy projekt na krótkie iteracje, w ramach których dostarczalibyśmy i testowali kolejne funkcjonalności. Dzięki temu wykrylibyśmy lukę w bezpieczeństwie płatności dużo wcześniej, a jej naprawa byłaby prostsza i tańsza. Ponadto, moglibyśmy na bieżąco reagować na zmieniające się potrzeby klienta, bez konieczności całkowitej przebudowy projektu.
Mam nadzieję, że te przykłady pomogły wam lepiej zrozumieć, jak wąskie gardła modelu Waterfall działają w praktyce. Daje to jasny obraz, dlaczego coraz więcej firm decyduje się na zwinniejsze i bardziej adaptacyjne podejścia do realizacji projektów IT.
Podsumowanie – dlaczego Waterfall to przeżytek?
Podsumowując, model Waterfall, choć może wydawać się racjonalny i logiczny, w